Jeszcze czekam na wyniki posiewu. Zanim jednak coś mi wyrośnie ww. posiewie (oby już nie) to musi minąć dzień lub dwa. Jestem dobrej myśli. Poradnia nefrologiczna mnie czeka dopiero w połowie lutego, więc dobrze by było do tej pory mieć wszystko 'uregulowane'.
Poza tym pierwszy dzień w przedszkolu po prawie miesięcznej przerwie minął bardzo sprawnie. Rano po wejściu do szatni, ujrzawszy swój znaczek kangurka ucieszyłam się przeokropnie, że w końcu wróciłam na "stare śmieci". Rozebrałam buciory, zdjęłam kufajkę skrzętnie pakując do jej rękawów czapkę oraz szalik i wyruszyłam na podbój kosmosu. No może nie tyle kosmosu co na salę wypełnioną dziećmi z wszystkich grup, znajdującą się na dole przedszkola w najmłodszej grupie - promyczków. I tu mi mina troszkę zrzedła - poczułam się jak by mi kula w gardle stanęła, jednak przełamałam opór i nie dość że nie uciekłam od razu pod skrzydło taty, to jeszcze postanowiłam zostać do końca dnia aby wytrwać z moimi kochanymi gębusiami z przedszkola.
Podczas odbioru mnie z przedszkola Pani Kasia, która ponoć czyta nasze blogowypociny, (i Ją tu pozdrawiamy :-) hihi), przekazała rodzicom, że byłam sceptyczna, zachowawcza i ostrożna w tym dniu. Nie mniej jednak w skali od jeden do dziesięć, podobało mi się na siedem i pół - stwierdził po mojej minie w trakcie podwieczorku tata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz