31 lipca 2008

Pod pachy

Do tej pory myslałem, że stwierdzenie pt. "dziecko zrobiło kupę pod pachy" jest jedynie przenośnią, opisującą (duży) rozmiar kupy.

Aż do dzisiaj, kiedy okazało się, że Julka po pięciu dniach ciszy wykluła z siebie kolejną kupę.

Lewy wał przeciwpowodziowy naszego pampersa nie wytrzymał i tak podtopione zostały okolice klatki piersiowej, wspomniane wyżej pachy oraz łokieć. Nie pomogły rozstawione przez strażaków worki z piaskiem. Muł popowodziowy osiadł niemalże w każdym zakamarku "miszeliniastego" ciałka dzidzi.

Body i pajacyk poszły się paść. Z relacji naocznych świadków w trakcie akcji ratunkowej, przy zmianie podłoża, na bardziej przyjazne (nowy pampers) zostały poszkodowane skarpetki (całe utytłane w "masie orzechowej") oraz przebierak. Więcej ofiar lokalnego tsunami nie stwierdzono.

Z niecierpliwością czekamy na kolejną falę kulminacyjną....

A...



A Ty tata musisz mi robić zdjęcia jak się bawię? Co za czasy, nie można spokojnie pobrykać w łóżeczku...

Półmetek

Dziś koniec lipca, jutro już sierpień.

Wakacje dla niektórych są na półmetku już :-(, a dla niektórych na jedna-trzecia-metku. A jeszcze inni są poprostu przed bądź po urlopie, no ewentualnie w trakcie...
Cóż czas ucieka. hihi...

Julci mija pierwszy w życiu katar, którego nabawiła się w zeszły piątek, (tj. 25.07). Troszkę Jej jeszcze w nosie charczy, ale generalnie nie jest źle.
Jedynie wyciągania smarków z nosa nie lubi, i na sam widok odciągaczo-odkurzacza donosowego (Frida) Julcia nerwowo wykręca głowę do tyłu niczym sowa i kopie nogami w co popadnie, przy czym ulubionym wtedy zajęciem jest wyrywanie rączką wężyka, za pomocą któego tatuś bądź mamusia wysysają dziecku smarki.

Nasz Mały Bojownik zaczyna się strasznie wiercić i chyba już Jej się znudziło leżenie głazem w łóżku. Nie mniej jednak nadal rodzice się bardzo cieszą i doceniają fakt, że dla ich dziecka nie jest to jeszcze etap rozwoju polegający na raczkowaniu...

27 lipca 2008

Trochę polityki

Wraz z dojściem do władzy, po wygranych wyborach prezydenckich oraz do parlamentu 17 kwietnia br. utworzyła się w naszej Republice Misiowej koalicja. Na czele rządu stanęła Julia Pieluchenko.



Jak w każdym szanującym się kraju, prezydentem jest jej brat bliźniak Juliusz Poncyliusz.



Według najnowszych doniesień udało się wyłonić kilku ministrów, i tak:

Wiszący stwór, ze skrzydłami, to oczywiście Seweryn, który z racji dużej rozpiętości skrzydeł, będzie kierował ministerstwem transportu. Skrzydła pozwolą na przemieszczanie się po niezbudowanych jeszcze autostradach.



Tekę ministra ds. służb specjalnych obejmie Dionizy, którego uszy potrafią zarejestrować więcej niż niejeden podsłuch.



No i Miś Kleofas. Zamiłowanie do książek, czyni go wyłącznym kandydatem na ministra edukacji. Również mundurki szkolne są jego oczkiem w głowie.



Ambroży - Miś który zawsze się uśmiecha. Zielone futro wszystkich uspokaja. Idealny kandydat na przekazywanie nam złych wieści o służbie zdrowia. Przecież nikt go nawet nie wyklnie.



Na zdjęciu poniżej:

Nowo wybrana Pani Premier na roboczym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej. Debata dotyczy stóp. Niekoniecznie procentowych.

23 lipca 2008

A...


A po dobrze zrobionej kupie...
...wszystkie inne problemy mam głęboko w ... .

Nowe fakty w sprawie

Dzisiaj oprócz awantury w sejmie drugą ważną informacją jest poranny wyczyn Julci.

I tak wczesnym popołudniem mamy kolejne wydarzenie.
Nadchodząca znienacka, rozległa niczym przedmieścia Londynu, szeroka jak Amazonka, grząska bardziej niż Nadbiebrzańskie bagna, o zapachu mocniejszym niż Opium - Yves Saint Laurent'a pojawiła się w obrębie śpiochów jeszcze większa niż ta poranna: KUPA.

Temat conajmniej śliski i mało parlamentarny, jednak oglądając obrady polskiego parlamentu można śmiało dostrzec warchlaki zamiast posłów, tak więc pisanie o kupie jest niczym w porównaniu do ich zachowania. Każdemu z nich zafundowałbym chętnie dzisiaj nalot bombowy z zawartością pampersika naszej córci.


Z ostatniej chwili...

Jest! Jak donoszą agencje prasowe pojawiła się znienacka, przybrawszy postać papkowatej, żółtej mazi, z delikatnie rozlegającym się aromatem. Miejsce pierwszego znaleziska: Pampers. 4 dni trwało wydobycie na zewnątrz i wkońcu udało się. Mamy pierwszą kupę od soboty. Brawo Julciu, Jelita i inne podmioty odpowiedzialne.

22 lipca 2008

Zza krat...


Tak właśnie wygląda jazda dwuosobowym samochodem (tworem polskich urzędników podatkowych) naszej trzyosobowej rodziny. Ktoś musi siedzieć 'na pace'...

21 lipca 2008

Ulubioną zabawą...


...jest łaskotanie po nogach swobodnie dyndającego szczura Dionizego.

Jeszcze niedawno...



...temu, te śpiochy były na mnie z leksza duże.

Teraz to tatuś musi mnie trzymać a mamusia upycha mnie w nie. Nie lada wyczynem jest upchnięcie moich ruchliwych pulchniutkich nóżek, oraz pupę uzbrojoną w pampers w śpiochy za małe o trzy rozmiary :-P
Dzidziusie takie jak ja rosną piorunem.

Od soboty południa nie zrobiłam kupy. Nie mam gorączki, nie cisnę nic gorączkowo, bąki oddaje głośne i bez większego wysiłku, sikam dużo ale kupy ni widu, ni słychu.
Po wczorajszej konsultacji telefonicznej z Pediatrą moja mamusia i tatuś nadal czekają na objawienie w pampersie. "Pan Pediatr" uspokoił rodziców, że niektóre dzidziusiowe przypadki to nawet po siedmiu dniach odają stolec dopiero i żyją jakby nigdy nic. Oczywiście będąc na cycusiowym mleku. Tak więc...

"System zajęty. Prosimy spróbować później..."

19 lipca 2008

WF


Na domowym wuefie ćwiczę jak należy... dopóki mi się nie znudzi. Potem ryczę i rodzice biorą mnie do leżaczka albo łóżeczka...

17 lipca 2008

Grzechotnik


Jak widać na załączonym obrazku umiem już poskromić grzechotnika chwytając go oburącz. Wprawdzie nie daję rady mu przegryźć gardła, ale co się dziwić skoro moja szczęka pusta jest i świecą w niej jedynie dziąsła.

13 lipca 2008

Mycie na wyjeździe.


O higienę trzeba dbać. Wiedzą to najstarsi górale. Jak nie ma wanny, to pozostaje umywalka, bidet lub pisuar. My wybraliśmy opcję nr 1.

11 lipca 2008

Piątek...


Chodź zabawek nie mam wiele, bo i po co, skoro jeszcze nie umiem z nich korzystać, to jednak mam jedną ulubioną. Jest nią różowa parówka z przychwyconymi do jej dołu trzema delikwentami których uwielbiam szturchać. Najczęściej wypada mi w rękę żółty księżyc, jednak do pomarańczowej krówki częściej się śmieję. Całkowicie za to zlewam niebieskiego psa...

09 lipca 2008

Pierwsza kąpiel...


Ktoś kiedyś pisał dlaczego nie ma zdjęć typu pierwsza kąpiel, pierwsza kupa na dywanie, pierwsze mleko na zasłonie itp.
Tak więc dziś z kolekcji mój pierwszy raz - inicjacja zwodowania kaczuszki gumo-piskluszki. Test wypadł pozytywnie. Kaczuszka nie zatonęła. Julka też nie.

08 lipca 2008

Słuchaj Kicia...


...już zaniedlugo Cie dogonie na moich pulpeciastych nóżkach i wytarmosze Cie za ogon. Ciesz się poki jestem niemobilna...

Dzień w centrum...


...bynajmniej nie chodzi o centrum handlowe, a Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka i Matki. Wlasnie skończyliśmy rehabilitację a teraz stoimy w ogromnej kolejce do OQLISTY...

06 lipca 2008

Atak klonów!

Miejsce akcji: Duży pokój

Czas akcji: Pod wieczór

Osoby:
Mama - Pojazd kosmiczny,
Julka - bombardier,
Kicia - ranny cywil.

Akcja:

Na chwilę przed pójściem spać Julka, zostaje przeniesiona do łóżeczka. W trakcie przenosin, będąc już na rękach mamusi na wysokości jej głowy Nasza Panna wypluwa niespodziewanie smoczek, który ruchem oscylacyjnym upada wprost na nieuzbrojoną głowę... Kici. Jak długo współpracuję z naszym kotem, tak nigdy jeszcze nie widziałem zdziwionej miny futrozwierza. Jak na zbombardowanego kota zachowała się bardzo dzielnie. Zdecydowanym krokiem oddaliła się do okopów, jakimi niewątpliwie są krzesła wraz z poduszkami, które zapewniają jej pewne schronienie nad głową. Ot taka mikro wojna domowa.

05 lipca 2008

Ufo III

W odpowiedzi na wszystkie zapytania, interpelacje i zaczepki przypadkowych osób na drodze pragnę napisać kilka zdań na temat przyczepek rowerowych.

Określenie UFO jest nie do końca przypadkowe, ponieważ ta konstrukcja jest mniej więcej niczym samochód cabrio na drodze, tzn. zwraca uwagę każdego - nie ma głowy która by się za nią nie obróciła, najgorzej, bo co niektórzy przechodząc przez ulicę tuż przed rowerem, gdy zauważą nasz "pociąg drogowy" zapominają, że szli przez ulicę i przystają na jej środku...

Generalnie każdy się gapi - tak przynajmniej jest w Polsce, którą firma Shimano kategoryzuje jako kraj "nierowerowy".

Skąd to się wszystko wzięło?
Otóż na rok przed urodzeniem Julki, z Anią odkryliśmy wspólną pasję jaką jest jazda na rowerze, właśnie we dwoje. Nie ograniczaliśmy się do ścieżek rowerowych po płaskim, ale z grubej rury zamiast zająć się tak popularną w naszym rejonie pieszą turystyką górską, zaczęliśmy pedałować po szlakach górskich. I tak, nigdy nie zapomnimy kiełbasy z cebulą z rusztu w schronisku na Szyndzielni przy zachodzie słońca, wymianie dętki pod Klimczokiem, ulewy podczas zjazdu z Hali Rysianki i wielu innych, które niestety musieliśmy przerwać na wieść o Julci w brzuchu.

Julcia szczęśliwie rośnie z każdym dniem, i żeby móc nadal kontynuować naszą rodzinną już pasję postanowiliśmy zaopatrzyć się w pojazd do przewożenia dziecka. Wybór był pomiędzy fotelikiem a przyczepką i szybko został rozstrzygnięty na korzyść opcji nr.2
Dlaczego?
1. Dziecko, żeby mogło być przewożone w foteliku musi umieć siedzieć - w przyczepce, nie(+).
2. W czasie jazdy i siedzenia za rodzicem w foteliku dziecko próbując podpatrywać co dzieje się z przodu wygina swój delikatny kręgosłupek i niebezpiecznie majta główką to tu, to tam - w przyczepce widzi wszystko jak na dłoni(++).
3. Przy ewentualnej wywrotce roweru - ciągnika, przyczepka pozostaje nadal na dwóch kółkach zapewniając dziecku bezpieczeństwo(+++). Bezpieczeństwa również chroni klatka, oraz pięciopunktowe pasy(++++).
4. W przypadku przypięcia fotelika nie ma z reguły już możliwości przypięcia sakw, co utrudnia dłuższą jazdę - w przyczepce mamy bagażnik i kilka schowków, w tym schowek na misie od dziecka(+++++).
5. Generalnie po 5-ciu minutach jazdy w przyczepce dziecko zasypia, gdyż ma pozycję półleżącą. (++++++).
6. Większość modeli może być przekształcona w wózek - spacerówkę, co czyni sprzęt jeszcze bardziej uniwersalnym.

Minus?
1. To cena. Wprawdzie w "dobrych" sklepach rowerowych ceny przyczepek zaczynają się w granicach ok. 300 zł, jednak chcąc zrobić dobry zakup należy zacząć przynajmniej od kwoty 1500 zł a to jeszcze nie koniec. Górnej granicy nie podam, ale najwyższą z jaką się spotkałem, to ponad 4.000 zł.
2. Drugą wadą nie jest sama przyczepka ale polski system prawny, który niestety zabrania przewożenia dzieci w jakiejkolwiek przyczepie, w tym i rowerowej po drogach publicznych, rowerowych itp. Durnota nad durnoty, ale co się dziwić. Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto by stwierdził że mamy w jakimś tam najmniejszym choćby stopniu dobrze skonstruowane prawo.
I na nic tłumaczenia, że Prawo Unijne pozwala, a w Kanadzie wręcz zalecane jest przewożenie dzieci w przyczepkach.
Każdy upierdliwy milicjant może wlepić mandat i koniec kropka.

My wyszliśmy z założenia, że i tak nie zamierzamy jeździć po naszych drogach, tak jak do tej pory trzymamy się od nich z daleka, jeżdżąc głównie po drogach rowerowych, po trasach wyłączonych z ruchu samochodowego, jak Julcia będzie starsza po szlakach górskich itp. dlatego zdecydowaliśmy się na zakup.

Właśnie z myślą o górach wybór padł na model cross-country firmy Chariot, model Cougar 1, a nie typowo miejski. Z dużymi 20" kołami, resorami i wkładką dla od 0-10 m-cy i od 10-20 mcy. Ta pierwsza to taki hamaczek, który dodatkowo wytłumia nierówności i utrzymuje główkę sztywno.

Gdzie kupiliśmy? W Czechach, chodź w Polsce też już coś w tej sprawie kiełkuje. I tak wspomniana wyżej firma shimano kwalifikuje Czechy jako kraj "rowerowy" w odróżnieniu do Polski.

Jak się z tym jeździ? Trzeba się przyzwyczaić. Po pierwsze szerokość. Mniejwięcej tyle co kierownica. Dziury ciężko ominąć, gdyż cały zestaw jest trójśladowy, co daje stuprocentowe prawdopodobieństwo trafienia w dziurę. Czy jest ciężko?
Gdy na pierwszą jazdę próbną wziąłem kuzyna Julci - Pawła (waga ok. 20 kg.) Było ostro. Wręcz się załamałem, bo po płaskim to już był nielada wyczyn. Łatwiej było wdrapać się na kilkaset metrów wzwyż po beskidzkich szlakach niż uciągnąć czterolatka w przyczepie.
Po Pawle przyszedł czas na Julcię i mi ulżyło. Julcia waży między 5 a 6 kg i pomimo obciążenia przyczepki dodatkowymi bagażami w postaci pieluch, chusteczek mleka, ciuszków 1,5l wody dla spragnionego ojca było leciuśko i przyjemnie. Widocznie mięśnie ojca na łydkach muszą wzrastać wraz ze wzrostem wagi dzidzi.
Zawsze można potrenować zamiast z dzieckiem np. z 5 kiloramami cukru.


Poniżej:

To właśnie Paweł w trakcie przerwy podczas jazdy próbnej.



Mina numer 75/06/2008 z kolekcji min "przyjaznych inaczej"



Opcja wózek.



Julcia już powoli się szykuje...



**************************

Miłych Wakacji Wszystkim!

03 lipca 2008

Rehabilitant, już lepiej...

To było wczoraj...

... a dzisiaj umówieni na godzinę 9:30 rozpoczęliśmy zajęcia rehabilitacyjne z Panem Rehabilitantem i z Julcią w roli głównej. Nasz Skarb nawet nie płakał bardzo, na początku śmiała się i "gadała" do Pana, w miarę upływu czasu zaczęło się Jej nudzić wyginanie to tu, to tam i zapragnęła iść do domu, manifestując to wyrazistym dąsaniem się. Generalnie nie jest źle. Prace nad asymetrią trwają. Natępny "WF" dla niemowlaków we wtorek.

Rehabilitant - D*pa!

I tak, oto Nasza Julcia ma pecha do lekarzy i ich poczynań. Nie dość, że już raz miała poważne kłopoty przez błąd lekarza, to nie dalej jak wczoraj byliśmy w poradni rehabilitacyjnej celem zakwalifikowania. No i Bardzo Miła Pani, która zajmuje się kwalifikacją takich osobników jak Julka, nakazała absolutnie, bez dwóch zdań rehabilitację Naszej Myszki. Julka ma asymetrię, oraz tendencję do skręcania główki w prawo. Będzie chodzić do poradni, aż Ją "wyprostują". Jednocześnie, Miła Pani, kwaflifikująca - szefowa poradni bijąc się w pierś, przyznała, iż to jej pracownik zawinił, tymbardziej, że robił z nią ćwiczenia w szpitalu a nie zalecił dalszej rehabilitacji DWA MIESIĄCE TEMU. I tak dwa miesiące jesteśmy w lesie, natomiast miłe i dające nadzieję jest to iż pracownik szpitala - pracownik służby zdrowia przyznaje się do własnego błędu. Na marginesie, ciekawe czy osoba, która pierwsza wyrządziła naszemu dziecku krzywdę przyzna się do błędu i kiedykolwiek będzie stać ją na proste słowo, którego uczą przedszkolu - przepraszam.