21 lutego 2012

Jestem zdrowa...

Tak. Udało się!
Po drugiej wizycie kontrolnej u Pani Doktor, w końcu mogę się pochwalić, że jestem zdrowa.

Rzadki ostatnio to widok, ale trzeba się nacieszyć tym stanem. I nic z tego że ominął mnie najlepszy śnieg, bal czy inne uciechy...

Najważniejsze teraz to wyrobić w sobie choć troszkę odporności, by móc cieszyć się tym zdrowiem jak najdłużej.

W każdym razie Pani Doktor była zachwycona, że umiem już głośno oddychać w celu osłuchania mnie. Że potrafię pokazać język i powiedzieć "Aaaaaaaa..."

W związku z zachwytem, Panią Doktor ewidentnie poniosło i dała mi lizaka, naklejkę i bransoletkę...

Szok w trampkach.

11 lutego 2012

Noc

Dzisiejsza noc upłyneła pod znakiem duszącego kaszlu. Masakra. Nie dość, że już śpię na trzech dużych poduchach, na kanapie zamiast w łóżku, to i tak jak się mi nazbiera kaszlu to mało mi buzi nie wyrwie od kaszlenia. Hiroszima.

Katar ładnie mi schodzi a to tylko za sprawą "chodzenia na warsztat" czyli któryś z rodziców bierze mnie na kuchenny blat, stosując fridę - wyciąga (dokładnie rzecz biorąc wysysa) mi gluty, smarki i inne śmieci i odpadki z nosa.

Jestem świadoma, że to coś dobrego, dlatego z małymi oporami czasem, ale to naprawde małe opory są, daje sobie bez problemu "odkurzyć" nos.

Jeszcze gdyby się tak dało z płuc od razu wszytskie syfy wyciągnąć, to byłoby miodzio...

10 lutego 2012

Zapalenie płuc...

no i się dorobiłam zapalenia płuc.

ledwo funkcjonuję, temperatura ciała przez ostatnie dwa dni oscylowała wokół 38,5 stopni C. nie szło jej zbić.

po wizycie u lekarza, otrzymałam antybiotyk i diagnozę, że w jednym płucu zaszły zmiany...

antybiotyk zaczął robić swoje, temperatura mi zeszła troszkę... nadal jestem wypluta jak flak, nie mam siły na nic, a wieczorami jestem niczym obeschnięta bazylia....

dobrze, że nie oddelegowano mnie do szpitala, bo byłaby to już trzecia wizyta w ciągu ostatnich dwóch miesięcy... owszem skutkowałoby to kolejnym Fryderykiem z izby przyjęć, ale ileż można być hospitalizowanym...

trzymam kciuki, że w końcu moje niedole zdrowotne się skończą...

a tymczasem w przedszkolu ktoś przyniósł szkarlatynę...

07 lutego 2012

Przychodzi baba do lekarza...

no dobra, nie baba lecz ja - czyli grzeczniutkie dziecko, co ma się nijak do kawałowej baby, ale do lekarza niestety tak.

po pierwsze, swoje diagnostyczne tournee po odziale nefrologii mam już za sobą, i po szczęśliwym zakończeniu badania w pełnej narkozie przed Trybunałem Konstytucyjnym (nie wiem czemu, ale mi się bardziej skrót TK kojarzy właśnie z Trybunałem niż z tomografem)... no dobra do rzeczy:

Tomograf nie wykazał niczego złego w moich nerach. ufff, a mogło być podbramkowo, znowu dostałam szczęśliwą kartę z góry :-)

Dzięki CI! Panie!

i po kilku kichaniach, kaszleniu i łzawieniu oczu wraz z zaczerwienieniem. n-ty raz poszłam dziś do doktora rodzinnego... miałam gorączkę, kaszlę tak, że aż kołdra się mnie boi w nocy...

zamiast uczęszczać do akademii przedszkolnej, kuruję się na L4, w oczekiwaniu na lepsze jutro

i cieplejsza temperaturę powietrza, bo te minus 20 to już przesada....