11 lutego 2012

Noc

Dzisiejsza noc upłyneła pod znakiem duszącego kaszlu. Masakra. Nie dość, że już śpię na trzech dużych poduchach, na kanapie zamiast w łóżku, to i tak jak się mi nazbiera kaszlu to mało mi buzi nie wyrwie od kaszlenia. Hiroszima.

Katar ładnie mi schodzi a to tylko za sprawą "chodzenia na warsztat" czyli któryś z rodziców bierze mnie na kuchenny blat, stosując fridę - wyciąga (dokładnie rzecz biorąc wysysa) mi gluty, smarki i inne śmieci i odpadki z nosa.

Jestem świadoma, że to coś dobrego, dlatego z małymi oporami czasem, ale to naprawde małe opory są, daje sobie bez problemu "odkurzyć" nos.

Jeszcze gdyby się tak dało z płuc od razu wszytskie syfy wyciągnąć, to byłoby miodzio...

Brak komentarzy: