23 kwietnia 2009

Julcia dziękuje...

...Wszystkim za Życzenia, prezenty itp.

Dotychczasowe osiągnięcia po ukończeniu roku życia to min.:

- częściowo skuteczna umiejętność wdrapywania się na kanapę

- pełna skuteczność w schodzeniu z łóżka/kanapy itp. (tyłem, tj. nogi-pupa-głowa)

- kręcenie głową na "tak" i na "nie" chodź robi tylko na zawołanie, nie wiedząc zbytnio co to znaczy :-)

- wiemy już też, że Kaczka robi "KA, KA" (dzisiaj u lekarza, okazało się że Żyrafa wg. Julci też robi "KA KA")

- ucho, nos, czasem oko - to ulubione części ciała Julci, które pokazuje u innych, rzadziej u siebie. U siebie doskonale pokazuje gdzie ma... buty. Nawet jak ich nie ma.

- PA, PA! - machanie, BRAWO! - Klaskanie, TANY TANY - tańczenie. Wszystko to ma w jednym palcu.

- Wyrzucanie płyt z półki, oblizywanie łyżeczki z Nutellą, memłanie w buzi kociego jedzenia, grzebanie w szafach - to jest to co Julcia umie, ale rodzice woleli żeby nie umiała.

17 kwietnia 2009

Minął Rok.

Minął rok. Strasznie szybko ogólnie rzecz biorąc. Ale były momenty, że ciągnęło się niemiłosiernie.

Najpierw poród, sprawa nowa, trudna, nieznana. W sumie położne były OK. Wszystko zgodnie z planem. Tyle, że przez niewiedzę lub niedopatrzenie lekarza wszystko poszło zgodnie ze złym planem.

I tak po szczęśliwym teoretycznie rozwiązaniu, szybko zeszliśmy na ziemię, a mało nie pod ziemię, kiedy to w drugiej dobie życia dziecka okazało się, żę do domu jeśli kiedyś wyjdzie, to na pewno nieprędko. Skierowanie na OIOM i czekanie - diagnoza wstępna: Zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych.

Nagle wszystko stanęło, problemy które człowiek miał do tej pory zniknęły, przestały istnieć, nic nie było ważniejsze. Byleby JEJ się nic nie stało, byleby przeżyła. I żeby komplikacji nie było poważnych.

Mijały kolejne doby. Jakimś cudem, może ktoś kierował tym z góry, wszystko zaczęło się wyprostowywać, Julka w expresowym tempie walczyła z chorobą nie dając jej cienia szans, aż do dnia wypisu.

Przy wypisie zdaliśmy sobie sprawę, że już na dworze lato, i można będzie z dzidziusiem duuuużo spacerować.

Potem, to już codzienne dzidziusiowe życie. Jak każdy inny bobas. I na dobrą sprawę nie ma o czym pisać. I oby tak było dalej.

Miesiąc spędzony w szpitalu dał nam naukę na całe życie, wystarczy sobie przypomnieć tamte chwile i człowiek szybko docenia, co ma. Jakim wielkim darem są dzieci i cieszy się z każdej chwili spędzonej z dzieckiem.

Mieliśmy wiele szczęścia. Póki co choroba, z której na początku nikt nie dawał większych szans przeżycia, nie odcisnęła na naszym dziecku żadnych powikłań. I oby tak dalej. Następny raport w przyszłym roku.

11 kwietnia 2009

Wielka Noc



Wesołych Świąt Życzy Kot z Rodziną.

Kicia już trzem pimpusiom przetrąciła karki, obgryzła bazie i wyrzygała wcześniej zjedzony owies pod kaloryfer. Mimo wszystko u nas czuć atmosferę świąt.

W trakcie przedświątecznych porządków człowiek dowiedział się do czego służą parapety. Otóż parapety, żeby nie szpeciły bardziej niż szpecą wyposażane są czasem w kwiatki stojące, doniczkowe, niskie.
Także u nas były od kilku lat takie w kuchni. Od tych świąt postanowiliśmy wysłać kwiatki do babci od Julki, czyli do swego rodzaju sanatorium dla kwiatków, a właściwie do miejsca gdzie spokojnie będą mogły dożyć swych ostatnich dni, nie nękane przez kota czy Julkę.

Spakowane dwa kwiatuszki, po oddelegowaniu z parapetu złożlyliśmy w przedpokoju, w celu nie zapomnienia o nich. I tutaj do akcji wkroczyło dziecko, podczas naszej nieuwagi, w przeciągu chwili nawpierniczało się po pełną buzię ziemi. Usta jak górnik, paznokcie jak rowokop - z zadowoloną miną Julcia konsumowała ziemię. Kwiatki wróciły na parapet, a z parapetu na balkon, gdzie czekają bezpiecznie na wywóz. PAMIĘTAJ! Zawsze korzystaj z kwiatków właściwie i przechowuj je na parapecie!

Na zdrowie!

Wesołych Smacznych i Spokojnych, bez obżarstwa i prezentów w postaci niechcianych skarpetek. Jak to mówią: "Alleluja i do przodu" :-P

10 kwietnia 2009

Kryzys



To zdjęcie w czasach PRL'u wywołałoby u niejednego obywatela zawał serca.
Na szczęście mamy czasy jakie mamy i mimo kryzysu z papierem toaletowym (póki co) nie ma problemu.

Julka też nie ma problemu z rozpakowaniem całej paczki, oraz wytworzeniem odpowiedniej długości serpentyny.

Zabawki tradycyjne naszego dziecka raczej nie interesują. Ostatnio ulubioną zabawą jest znalezienie w szafie zakamuflowanej czekolady (gorzkiej), następnie odpakowanie jej i próba spałaszowania przy jednoczesnym rozgnieceniu drobnych kawałków na wykładzinie. Odkurzacz nie daje rady, a plamy są jak z kupy - tyle, że nie śmierdzą.

Drugą ciekawą konkurencją jest wyrzucenie jak największej ilości płyt CD z regału w jak najkrótszym czasie.

BUM! - pierwsza półka poleciała z hukiem,
BACH! - druga leży na ziemi,
D*P! - i trzecia.

Wyżej nie sięga, więc luz. Po wyzewnętrznieniu pudełek, następuje mielenie, zgniatanie ciałem Julki, a następnie odbywa się otwieranie niedobitych pudełek, łamanie dzyndzelków, zawiasów a dalej następuje zjadanie odpadniętych plastików i szybka akcja rodziców w celu wydobycia plastiku z otworu gębowego w celu niepołknięcia.

Trzecią dyscypliną ostatnio "trenowaną" jest włączanie i wyłączanie wieży. Liczy się liczba włączeń i wyłączeń na przestrzeni kilku sekund. Wygląda to mniej więcej tak:
ON,OFF,ON,OFF,ON,OFF,ON,OFF,ON,OFF,ON,OFF,ON,OFF,ON,OFF! - minęło 10 sekund. Chwila przerwy i od nowa...

08 kwietnia 2009

Wiosenne porządki

Idą święta, idzie lato, trzeba zrobić porządki. Mi to jeszcze zbytnio nie wychodzi, ale za to świetnie umiem wywalić z regału cały stos płyt CD, porozrzucać książki i naśmiecić chrupkami - to coś w stylu porządków, tyle że na odwrót.

Jednak coś z porządkownika mam, bo świetnie chwytam wszystkie okruszki, paprochy i inne drobinki na dywanie. Ostatnio po nocnikowej analizie kału rodzice zauważyli nieprzetrawione kawałki tynku. I szybko też znalazło się źródło ów "pokarmu" - dziura w przedpokoju, do której już można włożyć baterię R6 (popularny paluszek), natomiast prace trwają aby zmieścił się tam nawet rozmiar R20.
Innym popularnym surowcem znajdowanym w pampersie jest żwirek od kota (silikonowy, zapachowy).

Po tym jak mama wczoraj ucywilizowała balkon dla moich potrzeb, razem z kotem wystrzeliliśmy na dwór i bardzo mi się podobało człapanie łapkami w świeżo umyty gumolit. Szybko jednak mi się to znudziło, i zaczełam obdrapywać tynk z balustrady.

No i się skończyło rumakowanie. Mama kazała mi iść do sąsiada, co widać na poniższym zdjęciu, a sama skończyła w pośpiechu porządki.

Szczepionki

Już niebawem na łamach naszego bloga poczytacie o naszym podejściu do szczepionek. Bo tak na marginesie, to nie zamierzamy Julci szczepić zważywszy na jej przeszłość neurologiczną.
Ale to niebawem.

07 kwietnia 2009

No i się porobiło.

Z tym chodzeniem, to troszkę wyszło nijako bo miał być tylko dowcip primaaprilisowy.
A skoro dowcip, to drugiego dnia kwietnia winno nastąpić sprostowanie.
Następuje dopiero dziś. Tak wyszło.

PS. Niektórzy sobie do serca wzięli to chodzenie Julki i próbowali już z Nią chodzić na siłę za ręce. No comments. Na wszystko przyjdzie czas.

01 kwietnia 2009

Już Chodzę!!! (nareszcie!)

No i doczekałam się. Wystrzeliłam niczym guma z majtek i po kilku niepowodzeniach kapnęłam się o co chodzi z tą równowagą...

A więc:
Chodzę i jest mi bosko. Koniec z czworakami!

Od taty:
"...Jest po północy i padam z nóg. Wszystko przez tą zmianę czasu. Jutro opiszę więcej szczegółów dotyczących chodzenia..."