Nie jest to łatwe, ale każdy początek jest trudny, więc się prawie nie załamuję, (czasem pokrzyczę, czasem tupnę, czasem nawet zamachnę ręką ze złości, ale to niiic takiego) i globalnie patrząc na problem staram się jeść samodzielnie.
Od jakiegoś czasu dopiero.
Na razie mam licencję na chleb pokrojony w kosteczkę, gęste serki, owoce i takie tam, natomiast cały czas ubiegam się o uprawnienia żeby jeść zupę. Chodź na zupę to podobno mam jeszcze poczekać aż przyjdzie lato, bo jak to tłumaczą moi rodzice w lecie wykładzina szybko schnie.
Do perfekcji opanowałam lizanie lodów w wafelkach, jedną gałkę potrafię rozłożyć w kilka minut nie uciaprając się ani trochę (tj. buzia dookoła), ani mojej odzieży wierzchniej.
Jedynie zbyt długie trzymanie w ręku połóweczki czekolady z jajca niespodzianki, które sprawia iż owa czekolada nie rozpuszcza się w ustach tylko w dłoni, powoduje u mnie frustrację i wręcz szał.
Ale wszelkie złości mijają nawet po tym jak po otwarciu żółtego pudełeczka okazuje się, że wewnątrz tkwi po raz siódmy gumowy pomarańczowy stworek, służący jedynie do rzucania o ścianę lub super puzzle sztuk 12.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz