18 grudnia 2008

Pechowo i wbrew grawitacji.

Wczoraj miałam nienajlepszy dzień.

Najpierw tata w nocy zasnął i mnie troszkę przygniótł. Na tyle intensywnie mnie spłaszczył, że się wściekłam i wydarłam wniebogłosy - rodzice mieli dodatkową pobudkę gratis!

Potem wywinęłam orła na kanapie, jakoś tak dziwnie z pozycji siedzącej zaryłam buźką w podłokietnik i nie umiałam się oswobodzić, co kosztowało mnie masę łez.

Jak rozryczałam się na całego, to przypomniałam sobię, że dawno nie jadłam, i dopiero po doładowaniu mojego żołądka odpowiednią ilością mleka uspokoiłam się na dobre.

Następnie, już jak co rano (musimy nocnika kupić) oddałam kał&mocz do analizy w laboratorium imienia Pampersa.

Co zrobiłam, tego dokładnie nie wiem, ale na chłopski rozum załatwiając się w pozycji siedzącej "wszystko" powinno iść w dół.

A tym czasem dół jedynie był czysty. Reszta, czyli plecy, łopatki, kark i pachy były ufifrane. Eksperci badający tę sprawę najprawdopodobniej wskazują na teorię wielkiego wybuchu.

No bo jak taka mała pupa jak moja może sobie igrać z grawitacją w biały dzień ? ...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

He he :) Mowilam Wam ze te kaski to nie taka glupia sprawa :)Kiedy Wy do nas zawitacie?Po Nowym Roku juz Wam nie odpuszcze :D
My cierpimy strasznie przez nastepnego zeba - ale takiego szalu to jeszcze nie bylo - wczoraj dalam nawet Nurofen malemu :(
dziuby!!!napiszcie co u Was!