03 grudnia 2008

Diablolog

Diablolog, to w uproszczeniu Diabeł-Neurolog. "Przemiła" lejdi, z którą nam się dane było spotkać kilka razy, chociaż po ostatnich kontaktach Pani D. z Anią - po raz ostatni.

Wszystkich grzechów nie będziemy opisywać, bo nie chce nam się pisać trzydziestu ośmiu stron. Więc skupmy się na ostnim odcinku.

W naszym ulubionym Kombinacie Leczenia Maluchów czyli Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach po wykonanym USG głowy Julci, Pani Diablolog miała jedynie wydać decyzję dotyczącą szczepień dziecka. Sama nam powiedziała, że mamy się do Niej zgłosić niezależnie od długości kolejki oczekujących na korytarzu, bez dziecka, tak na żywca.

Ponieważ nie jesteśmy wredni i nie sami nie lubimy jak się ludzie przed nami wciskają w kolejce (ZWŁASZCZA PRZEDSTAWICIELE HANDLOWI FIRM FARMACEUTYCZNYCH !!!) postanowiliśmy przeprowadzić nalot na gabinet w godzinach bardzo wczesno porannych, gdzie nawet "superprzemiłe" panie w rejestracji przewracając się na drugi bok chrapią ile wlezie w swoich łóżkach, czyli ok. 6:30. Nalot nie tyle obejmował gabinet, co bardziej krzesła umieszczone na wprost drzwi do pokoju pani doktur.

Upływający czas, powodował zapuszczanie korzeni na coraz to bardziej niewygodnym siedzisku, oraz sprawiał iż coraz mniej wolnych krzeseł zostawało na korytarzu. Owszem, dużo rodziców cierpiących, z jeszcze bardziej dotknientych tragedią ich dzieci i z tego nie ma sie co nabijać, ale są niestety ludzie(?), którzy bardzo potrafią nadużyć wyrozumiałość i uległość tych biednych ludzi osłabionych przez cierpienie.

Wracając do czasu, który upływał nieubłagalnie (godziny przyjęć to od 8:00 do 18:00) zaczął się dłużyć do kwadratu, kiedy wybiła 8:15 ; 8:30 ; 8:40 ... aż w końcu pojawiła się "gwiazda" na korytarzu i oznajmiła:

"...proszę mnie nie denerwować i proszę się nie buntować, bo nikogo nie przyjmę. Dzisiaj przyjmuję tylko tych zapisanych..."

My nie byliśmy zapisani, więc Ania poszła na pierwszy ogień, celowo nie domykając drzwi i się zaczęło:

Diablolog: "proszę wyjść!" (szkoda, że nie w stylu Palikota: paszoł won!, albo RAUS!, ale co tam.)

Ania: "nie wyjdę, do póki nie dostanę wyników USG, (które Franca nosi u siebie w torebce, zamiast zostawiać w kartotece)"

D: "Jest Pani bezczelna, proszę wyjść"

Po dłuższej wymianie zdań, której nie chce mi się tu pisać, dostaliśmy to czego chcieliśmy (o dziwo, da się jednak jak się chce), jakiś oburzony rodzic w międzyczasie zamknął drzwi z gabinetu, widocznie nie chciał słyszeć jak jego ulubiona lekarka słyszy słowa krytyki pod swoim adresem.

Mając wyniki w ręku, podziękowaliśmy i obecnie szukamy neurologa. Bardziej normalnego.

Wychodząc z przychodni, człowiek sobie myśli.
Patrzcie ludzie, jaki sam los sobie zgotowaliście.

Lekarz, żyje z tego, że leczy ludzi. I zamiast utrzymywać co najmniej partnerskie relacje, to traktuje ich jak ostatnie szmaty, które mu tylko uprzykrzają życie, a tak naprawdę bez ludzi nie miał by szans egzystencji w tym zawodzie.

A ludzie? Cóż. Są na tyle stłamszeni chorobą, cierpieniem, że dają się traktować jak szmaty, a wręcz się o to proszą.

I Tu jest bolesne to, że osoba inteligentna i wykształcona (teoretycznie za taką uważa się lekarza) potrafi uważać się za boga, spuszczając ludzi niczym odchody w toalecie. Potrafi tłamsić pacjentów jak świnie w korycie, wykorzystując właśnie to, że im jest źle. Tak być nie powinno.

Na koniec, żeby wyrzucić z siebie negatywne emocje, coś miłego. Julcia jesienną porą w domu:

1 komentarz:

magura pisze...

Ale się naelektryzowaliście ;-)
Polecam wyżyć się na http://www.infmed.pl/ bądź http://www.znanylekarz.pl/. Nie będziecie bynajmniej pierwsi, którzy "pojadą sobie po lekarzu". To zdecydowanie pomaga :-D a widzę, że macie "potencjał".