Chodzi o mnie. Odkurzam okruszki, drobinki i wszystko co można wziąć w palce i wsadzić do buzi.
Rodzice każedego dnia się przekonują, iż moim marzeniem jest porwać kotu jedzonko, które w większości składa się z suchych drobnych kawałeczków. Codziennie mordują się ze mną i mnie odganiają a ja tam dążę i dążę.
Jest takie powiedzenie, że kto szuka ten znajdzie. I dzisiaj się udało!
W połowie drogi do kociego poidełka w szparze pomiędzy szafkami kuchennymi znalazłam jeden kawałek jedzenia od kota!
I odrazu go skosztowałam.
O ile do tej pory wszystkie napotkane okruszki bez wyjątku gryzłam i połykałam, bo wszystkie mi smakowały, o tyle kocie jedzenie to ochydztwo!
Odrazu wyplułam, nawet tata nie musiał się zbytnio ze mną męczyć, żeby wydobyć mi z ust to świństwo. Grzecznie wydaliłam je buzią i podziękowałam. Teraz kocie jedzenie interesuje mnie jedynie w kwestii rozrzucania na boki.
Co do prawdziwego odkurzacza, który robi wwwwwwwww! wwwwwwwwwww! - to jest to moje ulubione AGD! Przyjaźnię się z odkurzaczem, głaszczę go jak burczy, i pomagam mu wessać rozwinięty ogonek. Nawet sama czasem wyjmuję mu ogonek. Ssawki, rury, worki i filtry to mój żywioł! Kocham odkurzacze!
11 marca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz