09 lutego 2009

Umobilniam się - skutki uboczne.

Jest super! Wreszcie mogę brykać do woli. Jak mama na chwilę wychodzi do kuchni, to ja dawaj! i lecę albo do przedpokoju, albo do kota wytargać go za wąsy (autentycznie!), albo walę prosto pod stół pobaraszkować pomiędzy nogami krzeseł. W każdym razie, tam gdzie mnie mamusia, albo tatuś odstawią, za chwile już mnie tam nie znajdą. Skończyło się statyczne życie.

Mamę dzisiaj wprowadziłam w stan irytacji kiedy wędrując kolejne okrążenie pod stołem wyciągnęłam kabelek z komputera. (na szczęście, tylko ten zielony - od głośników).

Potem mamusia odłożyła mnie w inne miejsce - a ja niesforny nicpoń wróciłam do raju kabelkowego (pod stół) i... wyłączyłam całą listwę zasilającą, na której włączony był komputer stacjonarny. Się Mamusia wkurzyła troszkę, ale komputer dał się ponownie załączyć i hula aż do teraz, więc obeszło się bez tragedii.

Kot już wie, że żarty się ze mną skończyły, więc daje się pogłaskać, jedynie bardzo się dziwię dlaczego siedzi większość czasu na oparciu kanapy, gdzie moje rączki jeszcze nie sięgają. Dziwne!

Własnoręczno-nożnie nie byłam jeszcze w kuchni i w sypialni. W sypialni drzwi są zamknięte, bo stamtąd wieje i by mi "ciągnęło" jak rezyduję na dywanie, a w kuchni to mnie mama bierze jak robi np. obiad. Ból jest taki, że jak mnie bierze, to zawsze na krzesełku, z którego za Chiny nie da się zejść w dół. Jutro muszę odwrócić ich uwagę aby i tam zawędrować...

1 komentarz:

Lusi pisze...

Brawo Juleczko :-) Koniecznie musisz się spotkać z Marcinkiem i powymieniać doświadczenia no i przy okazji zrobić małą rundkę po pokojach. Marcin też kocha kabelki. Pozdrawiamy serdecznie :-)