16 lutego 2009

Z wizytą u Mikołajka

Moje pierwsze w życiu Walentynki miałam spędzić ze swoją sympatią z lat dzieciństwa (czytaj, ze współlokatorem z szpitalnych czasów, z początkowych miesięcy mojego życia).


Poniżej, króki fotoreportaż:






Kurcze, olał mnie. To chyba wina moich czerwonych leginsów. Tata nam chciał zrobić wspólne zdjęcie, ale Miko dał dyla...



======







Tu już działamy wspólnie. Mikołajek tłumaczy mi o co w tych wszystkich wajchach i gałkach chodzi. Ponoć niezły bajer. Jak się w tym pokapuję, to napewno wam opowiem o co biega.



======





A tu już rządzimy w kojcu. Super sprawa ten kojec, bo można w nim brykać do woli nie trzeba uważać na urazy głowy, nóg, łokci czy paznokci. Normalnie taka klatka bezpieczeństwa. Na szczęście ja siedziałam, za to Mikołaj brykał...


======



Widzicie te zadowolone oczy Mikusia. To dlatego, że go drapię po plecach...


======


Dodam jeszcze, że Mikołaj już chodzi za rączkę, biega wokół kojca, raczkuje z prędkością pociągu TGV, wspina się i stoi swobodnie. Dodatkowo potrafi wejść na różne przedmioty, o czym przekonałam się osobiście służąc Mu za schodki w kojcu :-)



1 komentarz:

Anonimowy pisze...

BOOOOSKIE :))))
A motyw z drapaniem jest niezly :D

Nie wiem jak Wy ale my chcemy jeszcze :))) hahaha
Wpadajcie jak tylko czas pozwoli :D