08 lutego 2009

Umobilniam się.

Cóż, życie toczy się dalej, więc wczoraj wieczorem postanowiłam przemieścić się w bardziej konkretny sposób.

Ale po kolei:

Do tej pory uchodziłam za leniwca w tej dziedzinie. Nie kwapiłam się do czołgania, ani do raczkowania. Można było dawać zabawki na drugim końcu pokoju i miałam to w nosie. Nawet telefony komórkowe ani piloty nie były w stanie zrobić na mnie na tyle wrażenia, żeby zmusić mnie do przepełznięcia z punktu A do punktu B. Totalny olewus byłam i tyle.

Jednak wczoraj wieczorem, na progu łazienki wpadłam na pomysł, że przy jednym wpół zgiętym kolanie można powłóczyć drugim, i potem na odwrót i okazało się, że w ten prymitywny dość sposób można zwiedzić kawałek świata.

Dzisiaj szło mi lepiej, ale u dziadków były panele, a to w połączeniu z moimi rajtkami nie sprzyja przyczepności małym kiełbaskowatym nóżkom. Dopiero wieczorem, po powrocie do domu dałam czadu w pogodni za kablem od tatowego laptopa. Ani razu tacie nie udało się zbiec ze sznurem, za każdym razem okazywałam się szybsza...

Rodzice nie mogą się już doczekać moich wyścigów z kotem...

Brak komentarzy: