W skrócie.
Nie w sobotę, a w niedzielę Julcia została poczęstowana czymś innym niż mlekiem.
Padło na marchewę.
Eksperyment się udał.
Nie wypluła pierwszej łyżki.
Śliniak, ręce, rękawy, szyja - wszystko w karotenie!
Po udanych zlizaniach z kilku łyżek, łyżkę niczym Wielki Zderzacz Hadronów - trzeba było wyłączyć a następnie oczyścić marchewkowe pole.
Po przeczyszczeniu, słychać było cichutkie chlip! chlip!... to Kicia wcinała pozostawioną odłogiem marchewkę ze słoiczka.
Wilk syty i owca syta.
Jutro podejście nr 2.
05 października 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
No to super :) U nas marchewka zostala "oddana" nam z powrotem - totalnie sie nie sprawdzila ale za to swietnie sprawdzily sie obiadki z Bobovity i Gerbera - Hippem Mikolaj pluje do dzisiaj :/ Zwlaszcza Puree ziemniaczanym z krolikiem :/ A jak Julkowe kaszlenie?I jak Krzysiek - zdrowi juz?dziubole !
Julka przestała palić, i od razu kaszel minął. Nie zapeszając obecnie wszyscy w domu zdrowi, ale jak to mowia starzy gorale, to kwestia czasu...
co do plucia Hippem, to wytłumacz Mikołajowi, że Hipp Hipp, Hurra nie robi się jedzeniem!
Prześlij komentarz