27 października 2008

^^^

Po okresie stabilności i zadowolenia mam teraz okres marudzenia. Fakt, że dzidziusie takie jak ja uwielbiają stały rytm życia, no ale żeby taki rytm prowadzić to rodzic musiałby pracować w budżetówce, a najlepiej to w ogóle po urlopie macierzyńskim przejść na płatny wychowawczy którego nie ma, a po wychowawczym na emeryturę. I wtedy można się bujać z dzieckiem.

Życie jednak lezie własną drogą i rodzice od czasu do czasu zostawiają mnie a to u jednej babci, a to u drugich dziadków. Tak też było i w ubiegłym tygodniu, więc się rozregulowałam.

Marudzę średnio od 3.00 do 4.30 w nocy i potem idę spać, żeby o 6-stej nad ranem również pomarudzić i pobrzęczeć. By rodzicom nie było za łatwo, nie zasypiam prędko i tak ot. Muszą się nieźle napocić zanim zamknę swe oczy na dłużej...

Zębiska też mi idą, ale żaden nie raczy wyjżeć na świat, dłubię, majstruję i próbuję wszystkiego ale wyjść ochoty nie ma ani jeden. Skandal.

Jak mnie położą do zabawy na plecach to jestem grzeczna, ale powiedzmy sobie szczerze, na plecach to leżą kilkumiesięczne bobki.
Ja po okresie krótszym niż 10 sekund obracam się na brzuch, bo oglądanie sufitów jest daremne. I wtedy pojawia się problem, bo na brzuchu to też jest nie wygodnie, fakt że więcej widać, ale co z tego skoro przez dłuższy czas trzeba głowę uniesioną trzymać...

I powstaje mała sytuacja patowo-kocowa. Nie chcę być na brzuchu, ale przewrócić się spowrotem na plecy nie potrafię. I potrzebna jest interwencja osób trzecich... dobrze że to tych czynności człowiek dostaje ludzi z urzędu - rodziców!

2 komentarze:

magura pisze...

Witajcie w klubie rodzice Julci. Tak to już jest z berbeciami. Ale one naprawdę z tego wyrastają...żeby pokazać rogi z innej strony.
I tak co roku wydaje się, że już gorzej być nie może i to właśnie najgorszy wiek by po krótkim czasie z nostalgią wspominać "idyllę" sprzed kilku miesięcy. Ech :-)

Kalasanty pisze...

ale w końcu trzeba odbić się od dna... i jest cały czas (z małymi wyjątkami) lepiej...