21 sierpnia 2008

Kilka faktów

Z życia Niemowlaka:

Środa. Ruchliwy dzień. Rano najpierw solidna kupa. Potem spacer. Mama chciała mnie uśpić. Po powrocie mocarna kupa.

Południe - Mama i Tata biorą mnie do Urzędu Wojewódzkiego w celu wyrobienia MI paszportu. Najpierw w podziemiach ogromnego gmaszyska jestem gwiazdą sesji zdjęciowej w celu uzyskania fotografii o wymiarach 5 cm x 4 cm "...aby ukazywały głowę w pozycji lewego półprofilu i z widocznym lewym uchem (zgodnie z rozporządzeniem z dnia 12 lipca 2002r. w sprawie wzorów oraz trybu wydawania paszportów, dokumentów wymaganych do ich otrzymania)...". W trakcie sesji okazuje się również, że na zdjęciu nie może być moich plujek - czyli wydzieliny okołobuziowej. W końcu udaje się. Wychodzimy z podziemi. Na sali gdzie się składa wszystkie dokumenty występuje prawie niezauważalna kolejka (1 matka i 4 dzieci, tajemniczy pan z brodą oraz młode małżeństwo). Nadchodzi nasza kolej. Papiery są ok. Musimy czekać 7 dni na wyrobienie dokumentu, który pozwoli mi zboczyć ze szlaku będąc np. na Czantorii.

Godzina 15:00. Za oknem deszcz. Tata nerwowo pakuje moją torbę, ubiera mi na głowę czapkę w której śmiesznie wyglądam i lecimy wprost na USG główki. Rzecz jasna mojej.
Jesteśmy na miejscu o 15:30. 30 minut przed wyznaczonym czasem badania. Pragnę nadmienić, że dzidziusie takie jak ja, kiedy mają stać w kolejce dłużej niż 10 minut zaczynają wychodzić z siebie i stają obok, paraliżując spokój i ruch w przychodni, poczekalni, rejestracji i innych tego typu miejscach opieki zdrowotnej dla nie w pełni letnich.

15:40 Wchodzimy do poczekalni. Kolejka umiarkowana. Dwie mamusie, młode małżeństwo, jakiś starszy synek. Po chwili pielęgniarka wypytuje tatę o moje nazwisko. Tatuś odpowiada. Zgodnie z prawdą.

15:45 Jest! Udaje się, wchodzimy przed czasem. Spokój ścian szpitala uratowany. Nie dostaję wścieka z racji oczekiwania.

15:55 Lekko wkurzona i poddenerwowana opuszczam bramy pokoju badań. Tata mnie pociesza, jednocześnie karcąc mnie delikatnie, że USG to nie zmiana venflona i niepotrzebne te wszystkie fochy. Ma rację. Uspokajam się w mgnieniu oka.

19:15 Wieczór. Przygotowuję swoje ciało do zaśnięcia. Mało wzdycham. Zasypiam.

21:30 Lekkie przebudzenie. Dojedzenie kolacji. W końcu w butelce coś zostało, a nie może się przecież zmarnować.

Czwartek 2:00 W NOCY! Jak co noc, przerwa śniadaniowa. Po zakończonej konsumpcji brykam. Nie kwapię się do spania. W głowie mi tylko śmiechy i chichy. Obracam się z boku na bok, tłamszę, robię rwetes. Poirytowani rodzice bezsilnie patrząc na moje dokonania wygospodarowywują dla mnie część swojej powierzchni spalniczej. Wtulona w mamę i mając za plecami chrapanie Ojca zasypiam.

3:00 Dobranoc.

PS. Z moją główką po badaniu wszystko OK.

Brak komentarzy: