12 sierpnia 2008

Wycieczkopiknik

Wszystko zaczęło się już w domu, kiedy trzeba było napełnić bidony.
Bidon - jak się później okazało może też być rzeczą fascynującą. I tak Nasz Julaszek od razu zauważył, że bidonami można się świetnie bawić, A to połaskotać zakrętki, a to troszkę poprzesuwać butle. Niby nic, a jednak Nasze Dziecię tak pochłonęła zabawa, że aż zasnęła na stole...



Celem naszej dzisiejszej wycieczki był piknik. Julaszkowa Mamusia przygotowała pyszne pyszności - taki ekwiwalent obiadu.
Zanim jednak zasiedliśmy do "stołu", trzeba było dojechać na ów piknik...
...co chwila robiąc przerwę na małe zdjęciowe conieco, bo przecież Blogoczytacze też muszą coś pooglądać...



Po zjedzeniu pyszninek i wypiciu pysznideł z bardziej zadowolonymi minami postanowiliśmy zatrzymać się nieco na dłużej w piknikowej okolicy.



Dziewczyny zamiast leżakować po jedzeniu, zaczęły bawić się w podchody.



A Tatuś postanowił nauczyć dziecko jeździć na dwóch kółkach.
Nauka jednak wkrótce została zaniechana z okazji braku odpowiedniego rozmiaru kasku, oraz zbyt krótkiego wspornika kierownicy, który uniemożliwiał chwycenie kierownicy przez pulchne rączki Małej Pedałowaczki.
Innych przeciwwskazań nie stwierdzono.

2 komentarze:

magura pisze...

Ależ wycieczka. Może byście jeszcze zdradzili gdzie też idiotyczne polskie ograniczenia przepisowe zawiodły was tym razem. Tereny wyjątkowo urokliwe z tego co widzę i zielone. Twarze dziewczyn tak uśmiechnięte, że aż miło.
Więcej takich relacji :-)

Kalasanty pisze...

No to czas wziąść chłopaków pod pachę, i pojechać wszyscy razem czterema rowerami w 7 osób...