09 grudnia 2011

Jestem w domu...

...no i udało się. Po trzech dniach opuściłam szpital. Czuje się dobrze. W domu mogę dojeść antybiotyk. Jeszcze przez 6 dni...

Brakuje mi trochę atmosfery luzu i ogólnej intergracji pomiędzy pacjentami na oddziale, miłych pielęgniarek i lekarzy. Jednak nareszcie mogę się bawić na dywanie bez obawy że jakiś zarazek wielki mnie dopadnie...

Po powrocie do domu od razu poczułam moc bycia Panią Kasią i kazałam wszystkim pluszakom - przedszkolakom o ułożenie się w kręgu. Były tańce i swawole, po czym Fryderyk został przyjęty w poczet domowo - przedszkolnej braci. Dodatkowo oprócz Fryderyka, na korytarzach dzisiaj grasowali mikołaje - studenci. No i dostałam. Brazowego Misia. Zwą Go Eryk. :-)

Jednakże, Eryk to już nie to co Fryderyk... daleko mu do Mistrza...

Co do przebiegu wizyty w szpitalu, to cytując wypis:

"...badania laboratoryjne wykazały niskie wartości wykładników stanu zapalnego...

...w usg jamy brzusznej nieco poszerzona kolumna Berthina w nerce lewej..."

no i przez poszerzoną nieco kolumnę Berthina w nerce lewej musimy się zapisać do poradni nefrologicznej i być pod stałym nadzorem. Ale wcale z tego nic nie musi być... Oby :-)

Brak komentarzy: