Dalej tkwię w domu. Już tydzień minął jak przestałam chodzić do przedszkola... no ale zdrowie najważniejsze...
W domu jak to w domu, jednych roznosi mnie nie. Nie doskwiera mi nic, ani nie przeszkadza mi słońce za oknem. Generalnie jestem domatorem, i spokojnie sobie daję radę w tych specyficznych warunkach.
Skupiam się na codziennych obowiązkach przedszkolanki dla misiów, doceniam fakt że nie tkwi w mojej ręce venflon, mogę ganiać po podłodze ile mi się podoba....
Jedynie pory otrzymania antybiotyku (8:00 i 20:00) wyznaczają ramy mojego dnia wraz z urzędowaniem "wszędzie"... W nocy śpię w miarę znośnie, co jednak nie oznacza faktu, że idealnie. Ale wystarczyło te trzy noce spędzić w szpitalu, żeby szybko docenić domowe warunki...
14 grudnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz