17 grudnia 2011

Weekend

Z racji wyjazdu Julci do dziadków na weekend, nie ma o czym pisać.

Znając życie po powrocie, będzie o co opisywać tym bardziej że Nasze Dziecko miało uczestniczyć w przedsięwzięciu pieczenia pierników oraz ich malowania, a co za tym idzie zrobienie w okolicach miejsca pracy "dymu". Niezłego dymu. Bo artystka z Niej niezła jest i potrafi tworzyć.

Ostatnio jak dorwała się do farb, to razem z rysunkiem pomalowane zostały stół, rękawy, kawałek brzucha i uda. Strat materialnych nie odnotowano. Stół nie "pociągnął" kałuży wody, rękaw do wysokości łokcia wysuszono, a brzuch koszulki wyprano. Dywan i okolice pozostały w stanie sprzed malowania. Uff.

Brak komentarzy: