Miś jak to miś, należy do gatunku pluszakowatych, których mam generalnie za dużo. Cztery wielkie pudła robią wrażenie, zwłaszcza na szafie, skąd na szczęście nie musimy ich codziennie zdejmować...
Wiele z nich w niedługim czasie po otrzymaniu zostaje zapomniana, rzucona w kąt... i albo po jakimś czasie zostaje zauważona, albo na zawsze pozostaje w otchłani zapomnienia. Bywa.
Ale wracając do Fryderyka, "facet" ma coś sobie, bo od pierwszych sekund po otrzymaniu wkradł się na stałe w moje serce. Nie wiem czy to za sprawą moich słabości czy też może po prostu pasuje mi jego prosta forma i nieskomplikowana budowa.
No ma coś w sobie. Trzymam Go przy sobie cały czas, śpię z Nim i tyle.
Ps. Post testowy, publikowany z androida, pisany przy pomocy klawiatury Swype
2 komentarze:
A propos Fryderyka, ma misiek coś w sobie, bo w ubiegłą niedzielę, młodsza kuzynka Zofija ujrzała w Ikei miśka, wzięła w swoje ręce i wtuliła się w niego, czym rozczuliła nas wszystkich. Do końca wizyty w sklepie go tuliła. Nasz jeszcze nie ma imienia, ale myślę że kiedyś odwiedzi już imiennie Fryderyka w pluszowym przedszkolu i pani Kasia przyjmie go do grupy :-)
Dobrze, że dzisiaj Juleczko wracasz do domu :-) Ściskamy mocno Liski
Fryderyk jest boski. Jeden to było za mało, więc pobiegliśmy do IKEI i teraz Julcia ma dwa. Temu nowemu z IKEI coś nad brwiami nitka wychodzi, i po tym go rozpoznajemy...
Juli dumnie mówi, że jeden jest z Ikei, a drugi z Izby Przyjęć...
Ach! Fryderyki...
Prześlij komentarz