To nie jest żaden dowcip, ale stety i niestety prawda.
Niestety, bo Ania dzisiaj w nocy z silnym zatruciem musiała pozostawić dzidzię na sali i opuścić szpital. Żeby było ciekawiej, to ja od wczorajszego wieczora męczyłem się również z niestrawnościami, które są dla nas obu bardzo uciążliwe, a najgorsze jest to, że nie możemy być z dzidzią, chodzimy niczym odpady radioaktywne, z wywleczonymi na lewą strone żołądkami, przepuszczonymi przez magiel i usmażonymi na grillu.
Stety dlatego, że Julcia nie musi leżeć z wszystkimi innymi dziećmi na sali, bo jest w pokoju z tymczasowym opiekunem - babcią Lidką.
Pomijając nasz stan zdrowia, NA SZCZĘŚCIE stan zdrowia Julci jest bardzo dobry, dopisuje jej humor i we wszystko wpatruje swe śliczne gałeczki.
Jutro, czyli we wtorek neurolog zrobi jej ostatnią punkcję, której wyniki zadecydują o wypisie. Będzie znowu stres dla Małej, jak i dla nas.
Jesteśmy dobrej myśli, i staramy się wrócić do stanu używalności...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
prosze szybko zdrowiec i dawac dobry przyklad dziecku :))) pozdrawiam trzymajcie sie dzielnie!
Prześlij komentarz