18 września 2008

Cotygodniowy zawrót głowy.

Witam wszystkich, Julka mi wszyscy mówią a ja zastanawiam się czy to napewno moje imię, bo nie reaguję jeszcze zbytnio na nie. Czas pokaże.

Moje noce ostatnio wyglądają dość ciekawie, bo budzę się co godzina i błagam o jedzenie. I tak w dzień, jak i w nocy średnio po 60-ciu minutach spania krzyczę.

W ogóle krzyk to moja nowa pasja. Uwielbiam krzyczeć. Nie płakać, albo marudzić, ale właśnie krzyczeć. Gdy drę się wniebogłosy, sąsiedzi 5 pięter nad nami napewno mnie słyszą, również przejeżdżające samochody skutecznie zagłuszam. No z wyjątkiem śmieciarki, ale ze śmieciarką to jest naprawdę ciężko ją zagłuszyć, zwłaszcza jak robi bum, bum! i słychać resztki gruzu z remontu sąsiadów.

Przed spacerem ostatnio się strasznie dziwię, bo rodzice opakowują mnie w tysiące ubranek, śpiworków i zakładają mi tę czapkę, w której wyglądam niczym osiołek z krainy deszczowców. W sumie w tych wszystkich betach wyglądam jak worek treningowy, z tą tylko różnicą, że nikt mnie nie boksuje. I dobrze.

Na spacerach sypiam nawet, bo prawie nic nie widzę spod sterty ocieplaczy, osłonek przeciwdeszczowych i przeciwwiatrowych. Nudy straszne. Pogoda niczym na 1-go listopada, aż z domu się nie chce wychodzić.

Na szczęście od dwóch dni towarzyszy nam ciepło domowego ogniska w postaci Centralnego Ogrzewania w wersji Aktywnej, czyli ciepłe kaloryfery, czy też jak to niektórzy zwą kalafiory. Fakt, że w gardle troszkę drapie i sucho jakoś, no ale coś za coś. Lepsze powietrze suche i ciepłe niż lodówkowo-polarne, przy którym budziłam się z rączkami niczym produkty z Algidy.

Z ciekawszych rzeczy zbliża się wizyta u kardiologa i czekają mnie szczepienia. Muszę też nawiedzić mego pediatrę, tylko jak sobie pomyślę, że mam stać z tymi bidokami zakatarzonymi w kolejce w przychodni, to mi się dźwiga. A na polepszenie pogody to nie ma co liczyć, prawda?

Dziś 18? To wczoraj minęła mi pięciomiesięcznica. Mam skończone pięć i już myślę o szóstym miesiącu. Idę jak burza. Jedynie obracać na boki mi się nie chce, bo mi się nie chce i tyle. Wole leżeć na brzuchu i podziwiać świat inny niż sufitowy.

Z nowych futrzanych przyjaciół, oprócz spasionego Krecika, przybyła mi farfoclowa żaba o wdzięcznym imieniu Nasturcja. Lubię ją tarmosić i gryźć w nogi. To jest to. A Krecik dalej pozostaje niedostępny i jakiś osowiały się zrobił. Cały czas rozkłada ręce i wypina brzuch. Nie mam już do niego siły.

Brak komentarzy: